środa, 6 grudnia 2017

Prezent urodzinowy od perfumerii Sephora!

Heej! 
Dziś post informacyjny!
Od jakiegoś czasu wiem, że perfumeria sephora daje swoim klientom prezenty z okazji urodzin. 
Jako posiadaczka czarnej karty owy prezent dostałam!
Byłam zaskoczona kiedy złożyłam malutkie zamówienie na 15 złotych i po wpisaniu jednorazowego kodu owy prezent do mnie dotarł! 
 Myślałam, że sephora ucichła już z tą "tradycją", jednak byłam w błędzie.



W opakowaniu mieściły się dwie maseczki w płachcie. Jedna na całą twarz, druga pod oczy! 
Byłam nieziemsko zadowolona, od dawna planowałam zakup maski z Sephora jednak cena wciąż mnie odstraszała. Bałam się wyrzucić pieniądze w błoto zwłaszcza, że słuchać o nich mieszane opinie.


Cóż lada dzień ruszą testy i prawdopodobnie post poświęcony marce Sephora! Ale to już niedługo! Tymczasem zapraszam do dzielenia się opinii na ich temat!
I z przyjemnosćią donoszę, że "akcja" wciąż trwa!
Pozdrawiam!

sobota, 18 listopada 2017

Huda Beauty Liquid Matte Matowa płynna szminka -Lepszy, tańszy zamiennik -Sleek

Hej!
Dziś, po krótkiej przerwie przychodzę do was z recenzją "kultowej" pomadki od Hudy. 
Przyznaje szczerze, że nie mogłam się już doczekać kiedy ją kupię i przetestuje. Jednak moja fascynacja szybko minęła. Dlaczego ? 


To za chwilę ale najpierw opis producenta:
Szminka Liquid Matte zapewnia wykończenie i komfort. Niezwykle lekka formuła łatwo rozprowadza się na ustach i wysychając, nie rozmazuje się i daje matowe, nasycone pigmentami wykończenie. Jest nasycona unikalnym kompleksem nawilżającym usta dla komfortowego i długotrwałego noszenia. Zapomnisz, że masz szminkę na ustach!
25 odcieni w Polsce.




    Moja Opinia:

 Huda faktycznie ma dość sporo wyboru jeżeli chodzi o kolor, to prawda że nie wysusza ust i przyjemnie się ją nosi, ale to tyle tych pozytywów. Od razu napiszę że kosmetyk nie jest bublem, ja po prostu się nią rozczarowałam.

Wybrałam odcień trophy wife, bardzo ładny kolor, który od razu przypadł mi do gustu.



   Formuła jest wodnista, ciężko pomalować usta bez konturówki tak by się nie rozlała. Brzydko się zjada i co najważniejsze nie jest długotrwała. Byłam potwornie rozczarowana kiedy po obiedzie (nie tłustym) pozjadała się od wewnątrz. Przy takim odcieniu różnicę widać gołym okiem. Dołożenie pomadki nie wchodzi w grę. Brzydko się  rozprowadza i robi grudki. 
  Cena za pomadkę to 119.00 złotych co jest naprawdę, dla mnie kosmiczną ceną.
  Ma dziwny zapach, nie przyjemny. 
  Odbija się na ręce, szklankach itp.
 Opakowanie się brudzi na około buteleczki, no niestety nie polecam jej. Więcej minusów, niż plusów.


   Najbardziej Jestem rozczarowana tym brakiem  trwałości zwłaszcza, że mam pomadkę za 30 złotych i tamta jest o wiele lepsza.
   Mowa o Sleek Matte Me która jest numerem jeden pod każdym względem, jednak przy dłuższym zastosowaniu, może wysuszać usta, ale więcej nie mam jej nic do zarzucenia.

Góra Sleek Dół Huda


  Nie będę ukrywać, że żałuje wydanych pieniędzy, na szczęście poszło to "cudo " w świat i na pewno więcej tej pomadki nie kupię.
  Teraz kiedy miałam okazje przetestować ją nie rozumie tego całego szału.
  Pochwalcie się czy macie ją w swojej kosmetyczce, a może planujecie zakup.
  Pozdrawiam :)

poniedziałek, 25 września 2017

SEPHORA COLLECTION Chusteczki do demakijażu i do peelingu - WĘGIEL

Heeej!
Ostatnio krucho u mnie z czasem jednak dziś przychodzę do was z świetnym produktem o ile jesteście w stanie wydać na niego aż tyle pieniędzy.
Tyle czyli ile? 
W regularnej cenie 29 zł.
Mowa o chusteczka peelingujących do demakijażu z marki SEPHORA.

Na pierwszy rzut kupiłam Chusteczki węglowe z którymi się bardzo polubiłam i w przyszłości na pewno po nie sięgnę ponownie. Jednak kusi mnie jeszcze zielona herbata i róża więc nie wiem na które padnie mój kolejny wybór....

Opis producenta :
Chusteczki Sephora są idealnym rozwiązaniem demakijażu w podróży, nie wymagają spłukiwania, są skuteczne i praktyczne, nie pozostawiają na skórze tłustego ani klejącego się filmu. 6 formuł gamy odpowiadają na specyficzne potrzeby skóry dzięki starannie dobranym składnikom ze względu na ich właściwości pielęgnacyjne.
Chusteczki peelingujące do twarzy - Zielona herbata i Węgiel: Chusteczki oczyszczające i peelingujące mają 2 różne strony o 2 odmiennych właściwościach. Strona złuszczająca, dzięki mikroluleczkom, delikatnie usuwa zanieczyszczenia i martwe komórki. Gładka strona skutecznie oczyszcza i usuwa z twarzy każdy rodzaj makijażu. 
- Chusteczki peelingujące Zielona herbata - Matują zapobiegają niedoskonałościom
- Chusteczki peelingujące Węgiel - Oczyszczają, odtruwają
Plusy:
- 6 składników, aby zaspokoić wszelkie upodobania i specyficzne potrzeby skóry. 
- Sprytne opakowanie: chusteczki nie wysychają dzięki zamykanemu etui. Idealny format w podróży!
- Uzależniający świeży zapach. - Formuły nie pozostawiają tłustego czy klejącego efektu na skórze.

Jak używać?
Chusteczki do demakijażu do twarzy i pod oczy. Chusteczki peelingujące do twarzy. Niepotrzebna woda ani płatek kosmetyczny! Podróżny format.


A teraz coś ode mnie! 
     Jak dla mnie chusteczki BOMBA! Dobrze nasączone, dobrze zapakowane i dobrze działające. Faktycznie peelingują martwy naskórek i widocznie oczyszczają. Skóra po użyciu nie jest lepka ani tłusta. Zapach delikatny, przyjemny. Idealny w podróż a także dla "leniwców". Demakijaż i peeling w jednym!


     Nie spodziewałam się po tych chusteczkach jakiegoś cudu, ale naprawdę je polubiłam. Bardzo pomocne przed makijażem, kiedy nie mamy czasu na tradycyjny peeling. Jedynie co może odstraszać to cena. Musimy zapłacić aż 29 złotych za 25 chusteczek. Czyli za jedną chusteczkę wychodzi ponad złotówka gdzie w biedronce znajdziemy podobne chusteczki z Be Beauty bez peelingu za około 4 złote całe opakowanie. Różnica ogromna jednak uważam, że warto zainwestować w obie firmy i używać na zmianę!
     Jak zawsze decyzję pozostawiam Wam. Jeżeli ktoś skusił się  na te chusteczki napiszcie czy też jesteście z nich zadowolone. Ponoć 100 % satysfakcji!

A i co najważniejsze:
To jest pierwszy raz kiedy opis producenta jest całkowicie zgodny z produktem.

środa, 23 sierpnia 2017

Maska złuszczająca stopy z Biedronki! Beauty Home Spa

Cześć!
Ostatnim razem kiedy byłam w biedronce wpadała w moje rączki maseczka złuszczająca do stóp, a z racji tego, że mamy lato stwierdziłam, że to idealna okazja zwłaszcza że przez upały siedzimy w domu a stopy nie są narażone na promienie słoneczne.
Za maskę zapłaciłam około 10 złotych i przyznam, że nie sprawdzałam wcześniej o niej recenzji w internecie. Niestety będzie krótko i na temat jak to czasem u mnie bywa, ale spokojnie! Nie będzie zdjęć moich stóp ani efektów. Na początku pokażę wam o który produkt chodzi a potem przejdziemy do obietnic i moich spostrzeżeń więc zapraszam dalej.


Firma trochę nie znana bo nigdy wcześniej nie obiła się o uszy i kupno jej to było niezłe ryzyko, jednak zaryzykowałam.

     Na odwrocie opakowanie widnieje sposób użycia. Producent zaleca by skarpetki trzymać na stopach od 60 do 90 minut po uprzednim umyciu nóg. Ja trzymałam niecałą godzinę. Skarpetki założyłam po wykąpaniu i trzymałam podczas seansu filmowego. Niestety wytrzymałam tak krótko ponieważ duże palce zaczęły mnie piec.
     Myślałam że ten czas nic nie da, jednak się pomyliłam i zobaczyłam efekty po 2 dniach. Najbardziej było widać złuszczenia po kąpielach i w zasadzie tylko wtedy. Skóra owszem schodziła ale nie równomiernie i nie wszędzie. Same końcowe efekty nie były zadowalające. Czas który całkowicie złuszczał się naskórek to około 2 tygodnie. Miękka skóra i gładkie pięty utrzymywały się maksymalnie trzy tygodnie a później wróciły do poprzedniego stanu.

Nic dobrego owa maska nie wniosła, więc jej nie polecam. Nawet jak za takie pieniądze.

W każdej biedronce można ją zakupić i nie raz po promocyjnej cenie, jednak ja się nie skuszę bo nie widzę w niej sensu ani działania.

Pozdrawiam:)

wtorek, 22 sierpnia 2017

Lirene, Beauty Moments, terapia nawilżająco-odmładzająca, zabieg w 3 krokach -Recenzja

Hej!
Jakiś czas temu kiedy w Rossmannie pojawiła się premiera różnych zabiegów z lirene, którą wyłapałam w aplikacji ross! Następnego dnia będąc w drogerii popełniłam zakup i strzeliłam w kąt! 
Z racji że sierpień jest moim detoksem kosmetycznym i żadna perełka (prawdopodobnie) nie wpadnie mi w tym czasie do rączek, postanowiłam ją wypróbować. Oczywiście mam jeszcze kilka (tzn mnóstwo) masek ale to kartonowe pudełeczko zaczęło mi przeszkadzać, więc to testuję w pierwszej kolejności.

Opis producenta:
Kuracja w formie 3 jednorazowych maseczek w saszetkach gwarantuje wygodę i komfort aplikacji.
Terapia zapewnia skórze intensywne nawilżenie i odmłodzenie, przynosząc chwilę relaksu i odprężenia w domowym zaciszu.
Ciesz się tą wyjątkową okazją, kiedy możesz podarować skórze kompleksową pielęgnację prosto z salonu kosmetycznego, nie wychodząc z domu.
Tylko 3 proste kroki do uzyskania pięknego wyglądu:
1. Mikrodermabrazja detoksykująca z białą glinką. Błyskawiczny zabieg detoksykujący skórę! Dogłębnie oczyszcza i przywraca swieży, promienny wygląd.
2. Multiwitaminowa maseczka nawilżająca. Skoncentrowana dawka witamin dla Twojej skóry! Ekspresowe i intensywne nawilżenie.
3. Ujędrniająca kuracja odmładzająca. Intensywne wygładzenie i działanie przeciwzmarszczkowe dla odzyskania pięknego i młodego wyglądu!

Przebadano dermatologicznie.
Potwierdzone bezpieczeństwo i skuteczność.


A teraz w trzech krokach zabieg:
Krok pierwszy:

     Biała glinka z peelingiem, ładnie pachnie ale niestety w saszetce jest mało  produktu przez co nakładamy cienką warstwę a ta zaś bardzo szybko wysycha na pół przezroczystą  maź. Glinka posiada większe czarne ziarenka wraz z drobniutkimi, niczym piasek. Zmycie jej po 10 minutach było męczarnia zwłaszcza że producent zaleca by zrobić to tonikiem??? Syzyfowa praca. Zdenerwowałam się i zmylam letnią wodą. Efektem była wygładzona i nieco wybielona twarz. Pachniała delikatnie, ale bardzo ładnie.


Krok Drugi:

     Kolejny krok była najprzyjemniejszy. Maseczka bardzo przyjemnie pachniała, konsystencja była gęsta ale bardzo delikatna, po niej faktycznie twarz wyglądała ładnie. Skóra była lekko napięta wygładzona i mięciutka. Po 10 minutach dobrze się ją zmywało i tym razem posłuchałam producenta. Łatwo schodziła mimo, że tym razem produktu było bardzo dużo wiec nałożyłam grubaśną warstwę.



Krok Trzeci:

     Ostatni etap był najgorszy. Krem który mamy w saszetce nie robi nic. Nie zauważyłam by "wygładził" zmarszczki. Konsystencja dość lekka i lekko lepiąca, przez co ubolewam bo tej "kuracji" już nie zmywamy a pozostawiamy aż się sama wchłonie co trochę trwało. Po 2/3 godzinach poszłam w niej spać, kolejnego dnia, miałam mnóstwo włókienek, małych włosków i kurzu przylepionej do twarzy.

PODSUMOWUJĄC:

     Kiedy zmyłam rano pozostałości po kremie przyjrzałam się mojej skórze i co zobaczyłam ? Absolutnie nic. Owszem twarz była wygładzona.... ale nawilżona? Odmłodzona ? No nie...

     Nie polecam. Takie same rezultaty dają maseczki z Ziaji a są tańsze i jest o wiele mniej zabawy. Całkowity czas wykonania zabiegu to 40 minut... Mogłam lepiej zagospodarować ten czas. 

Tak czy inaczej, ciekawość zaspokoiłam, teraz wiem że nie warto po nią ponownie sięgać, ciekawe kto był jeszcze taki ciekawski ???
Pozdrawiam :)

wtorek, 8 sierpnia 2017

Pierwsze zamówienie ze strony Yves Roche

Hej!
Dziś przychodzę z nieco innym postem, bo recenzji nie będzie ale chce wam opowiedzieć jak miło robi się zakupy w sklepie internetowym Yves rocher. (klik do sklepu)



     Do mojego pierwszego zamówienia nakłoniły mnie szalejące hormony po ciąży. Skóra na mojej twarzy wręcz błagała o dobry tonik, a z racji że już kiedyś miałam yves roche który bardzo dobrze działał (niestety nie jest tani), postanowiłam znów go zakupić.

     Słyszałam nie raz, że owa firma lubi dawać gratisy do zamówienia i owszem dostałam, ale nie spodziewałam się aż takiej paki.

     Nie dość że do zamówienia powyżej 59 złotych dostałam darmową przesyłkę kurierem to do tego  dostałam trochę pełnowymiarowych produktów, miniatur i próbek.
Kiedy kurier wręczył mi paczkę, no wow. Nie spodziewałam się takiego pudła.
Za zamówienie zapłaciłam 61 złotych a w skład tej ceny wchodził  tonik plus krem w cenie promocyjnej i peeling do cery tłustej.


     Gratisami okazała się woda toaletowa, krem- elixir do twarzy plus 35  który cudnie pachnie, miniaturki premierowych produktów i klika próbek kremów i zapachów.
Nie będę wspominać już o ulotkach ale na pewno kiedyś ponownie zrobię u nich zakupy, zwłaszcza  że mają bardzo dobre składy i nie zapychają kosmetyków parafiną.




     W żaden sposób nie próbuję reklamować firmy a jedynie wyrazić moje zadowolenie z udanych zakupów. W przyszłości na pewno pojawi się kilka recenzji z tego zamówienia ale to dopiero jak przejdą testy!

Trzymajcie się i buziaki!

sobota, 5 sierpnia 2017

Maybelline Dream Velvet -Recenzja podkladu

Heej!
Dziś przychodzę z produktem o którym na jego temat jest mnóstwo podzielonych opinii . Mam nadzieję, że pomogę wam przed ewentualnym zakupem mimo iż wiem że został wycofany ze stacjonarnych drogerii, jednak wciąż można go zakupić na różnych stronach internetowych w okazyjnych cenach. Ale czy warto?




     Podkład z Maybeline kupiłam już dawno i przez dłuższy czas leżał sobie spokojnie w mojej szufladce czekając na swój czas. Ale odkąd zobaczyłam bardzo pozytywne opinie na you tubie postanowiłam go otworzyć.

     Podkład znajduje się w standardowej tubce zabezpieczonej sreberkiem. Sama tubka jest przyjemna i poręczna, nie waży też wiele więc jak najbardziej nadaje się do torebki. Niestety kiedy podkład zaczyna się kończyć ciężko jest wydobyć resztę z opakowania, jest on nieco sztywny.



     Jeżeli chodzi o sam produkt to konsystencją przypomina bardziej piankę niż żel. Podkład nie wysycha na totalny mat tylko na satynę. Cery mieszane i tłuste na pewno muszą przypudrować twarz.
I tak: przyznam szczerze, że owy podkład to dziwny produkt, sama aplikacja potrafi wymęczyć człowieka. Jeżeli nie znajdziecie "swojego" sposobu, podkład nie będzie dobrze wyglądał .
     Dużo osób aplikuje go pędzlem mi niestety żadnym modelem się ta metoda nie sprawdza. Doszłam z nim do porozumienia za pomocą gąbeczki Blen it ale też łatwo nie jest.
     Bardzo ważna jest ilość nakładanego podkładu i powiem od razu że w "budowaniu krycia " jest beznadziejny. Niestety wchodzi w pory, więc polecam pod niego bazę wypełniającą.



    Mój sposób to niewielka ilość przyklepana delikatnie, ledwo muskając twarz. nałożony za dużo, brzydko wygląda. Lubi też się ścierać w standardowych miejscach i jakoś spektakularnie trwały nie jest. Pod "tanią" bazą lubi się ważyć na nosie. Obietnice producenta że matuje i nawilża są stekiem bzdur bo nic takiego nie robi. Podczas dnia muszę go przypudrować ze dwa trzy razy. Mimo to przyznaję że potrafi ładnie utrzymać kontur i współpracuje z korektorami. Nie wysusza skóry co jest dużym plusem jak i zaskoczeniem.

     Kolor który ja posiadam jest dziwny. Na pierwszy rzut najjaśniejszy kolor wygląda na ciemny ale kiedy go aplikujemy robi się jaśniejszy. Dziwne to jest i niestety nie widać tego dobrze na zdjęciu.

     Podsumowując. Jestem neutralna jeżeli chodzi o ten podkład ani nie polecam ani nie odradzam. Kupiłam, zużyłam i więcej nie wrócę. Krzywdy mi nie zrobił a i na ładnej buzi potrafił ładnie wyglądać. Jednak nie powalił mnie na kolanach, no i to świecenie pod koniec dnia... Do cery mieszanej i tłustej odradzam, suchej może się spodobać.

A jak Wam spisywał się ten podkład, a może macie ochotę go dopiero kupić ? 
Pozdrawiam chłodno w te upały!



piątek, 28 lipca 2017

PANTENE Pro-v Intensywan maska regenerująca -Recenzja

Hej!
Odkąd kupiłam tą maseczkę i go praktycznie już całą zużyłam, wręcz nie mogłam się doczekać aż napiszę wam o niej kilka bardzo dobrych słów.


     Maseczkę zakupiłam na promocji w Rossmanie 2+2 i leżała sobie kilka ładnych dni na dnie szuflady czekając na swoją kolej. Szczerze nienawidzę mieć kilka produktów otwartych i używać je na zmianę. Totalnie bez sensowne zwłaszcza wtedy, gdy maska czy odżywka dają jakiś efekt a ty potem domyśl się człowieku po której to widać poprawę...

     Wracając jednak do maski regenerującej PANTENE byłam sceptycznie nastawiona do tej firmy.          Myślałam, że jest przereklamowana, nic nie robiąca a w dodatku droga firma.
     Moim pierwszym zaskoczeniem były szampony które działają na moją skórę głowy zbawiennie  to teraz kolejnym okazała się maska.




     Maseczka stała się moim ulubieńcem, przez swoje działanie, zapach ale niestety nie przez kwotę, którą musimy zapłacić by ja mieć.
     Owe cudo w standardowej cenie kosztuje 19,90. Trochę drogo biorąc pod uwagę pojemność i ilość "teoretycznych aplikacji".
     Moje włosy były bardzo długie, ponad połowa pleców, a na to trzeba było troszeczkę więcej  produktu. Dlatego pojemność 200 ml wystarczyła tylko na 5 użyć.

     Mój sposób użycia był prosty, od nasady aż po same końce. 10 minut i spłukanie wszystko ciepłą wodą. Jakie efekty przyniosła maska ?

   Wręcz nie oczekiwane. Po pierwsze, włosy po wysuszeniu nie były od nasady przetłuszczone jak to często bywa. Po drugie, włosy były mięciutkie i wygładzone zwłaszcza na końcówkach, i po trzecie, obłędnie pachniały przez całą noc i kolejny dzień.
Same pozytywy które widać jednym okiem. Ale żeby nie było tak kolorowo, REGENERACJI  w spektakularny sposób nie zauważyłam. Może były bardziej, lśniące ale na pewno nie zregenerowane.


      Ze spraw technicznych dodam że opakowanie jest solidne a sam produkt dobrze zabezpieczony.

     I teraz smutna wiadomość. Jeżeli ktoś był zaciekawiony/zainteresowany kupnem informuję że udało mi się zakupić ostatnią sztukę na "do widzenia" w Rossmanie za całe 8 zł. Produkt nie jest wycofany z produkcji ale w w sprzedaży drogerii  już tak, nad czym ubolewam.

Ja jestem w niej zakochana i zachęcam do wypróbowania, bo na pewno nie pożałujecie!
Żegnam się z wami i życzę spokojnej nocy Buziaki:*

sobota, 8 lipca 2017

Ziaja Krem na twarz i szyję odżywczo-regenerujący 'Jagody acai' - RECENZJA

hEEEJ!
Ostatnio jak można zauważyć, dość sporo recenzji. Tym razem nie będzie inaczej bo dzisiejszy produkt mimo że ma dużo zalet nie jest godny polecenia, ale dlaczego ?
Poniżej daję odpowiedz.

O produktach Ziaji jest bardzo głośno zwłaszcza o nowej serii jagód acai. Nie będę ukrywać, że zapach jagód mnie powala i gdyby był jakiś perfum na pewno bym go kupiła. Jednak takich jeszcze nie znalazłam, dlatego pocieszam się produktami do pielęgnacji.


Z racji, że zabrakło mi kremu na dzień sięgnęłam po ten, chodź inne produkty też mnie zaciekawiły. Postawiłam sobie ultimatum ograniczający mnie tylko do  jednego produktu i tak właśnie wylądował u mnie krem odżywczo -regenerujący.


     Miałam głębokie nadzieje co do tego produktu. Myślałam, że nada się na bazę pod makijaż, niestety spotkało mnie rozczarowanie.
    Co z tego, że kremik ładnie pachnie jak nie robi nic więcej?
   Niestety krem długo się wchłania. Pozostawia po sobie lepiący film, który nie zgrywa się z tańszymi podkładami. Coś z nim było nie tak, ponieważ po aplikacji i wykonaniu całego makijażu skóra dosłownie mnie swędziała. Przerażona w połowie opakowania zużyłam go na nogi gdzie nie widziałam żadnego efektu nawilżenia czy regeneracji.



    Konsystencja ma fajną, lekką i na długo wystarcza. Opakowanie solidne i cena bardzo dobra, jednak to swędzenie mnie od niego odrzuciło i właśnie z tej racji go nie polecam.




     Wspomnę jeszcze, że nie mam skóry wrażliwej i rzadko się mi coś takiego zdarza.
     Wiele jest pozytywnych opinii na temat tego produktu dlatego zachęcam do kupna próbki zanim sięgniecie po pełnowymiarowy produkt. Lepiej przekonać się o działaniach na własnej skórze.




     Może nie zauważyłam efektu wow ponieważ moja skóra wymaga więcej ?? Na pewno nie sięgnę po ten krem ponownie, a resztę  produktów z tej serii jakoś przestały mnie interesować.
Ciekawa jestem czy wam się sprawdził! Mam nadzieje że tak :) czekam na komentarze. Pozdrawiam!


piątek, 23 czerwca 2017

Anev Vitale Cream BB - Recenzja

Cześć!
Dziś przychodzę z recenzją kremu BB z Avonu. 
Z reguły nie używam kremów BB bo u mnie się nie sprawdzają, jednak planowany pobyt w szpitalu wymusił na mnie wypróbowanie jakiejś lekko kryjącej nowości, więc padło na markę  Avon.

      Podkład dość drogi, jednak ja zakupiłam go na promocji za jedyne 19,19. Cena wygórowana nawet jak na promocję.
     Jeżeli ktoś zapyta się mnie czy kupiłabym go ponownie, to zdecydowanie nie.
     Dlaczego ? Lecę z wyjaśnieniami ale najpierw jak zawsze obietnice producenta:

Avon Anew Vitale BB Beauty Balm Cream SPF 20 natychmiast:
- ukrywa niedoskonałości cery i zaczerwienienia,
- wyrównuje koloryt skóry,
- sprawia, że skóra promienieje energią i zdrowym blaskiem,
- redukuje widoczność porów,
- daje uczucie nawilżenia i gładkości.
Przy regularnym stosowaniu: drobne zmarszczki, powiększone pory, poszarzały koloryt i zmęczenie są mniej widoczne.





     Z większością niestety się nie zgodzę. Ani nie zakrywa zaczerwień ani znacząco nie wygładza twarzy. Skóra nie promienieje energią, pory nie są wyrównanie... Skoro tych rzeczy nie robi to dlaczego w szare dni go używam? Otóż.
    Owy krem BB ma bardzo małe krycie, ale sprawia, że skóra wygląda bardzo naturalnie i zdrowo. Nie zakryje pryszczy czy też czerwonych placków ale w mniejszym stopniu wyrówna koloryt skóry.

     Nie czułam żeby moja skóra była spektakularnie nawilżona ale jak to napisał producent "daje uczucie nawilżenia", przez co skóra jest gładka zaraz po aplikacji. Kiedy zmyjemy krem, skóra pozostają taka sama jak przed nałożeniem.
Polecam w deszczowe dni kiedy nie macie ochoty na makijaż tylko jedynie "ogarniecie " się za pomocą podkładu i tuszu.

     Dobrze się go aplikuje, przyjemnie pachnie ale niestety nie jest wydajny. Tubka ma za dużą dziurkę, więc można za dużo wycisnąć. Kolor jest  bardzo zbliżony do kultowego podkładu Revlon CS w odcieniu 150 buff.

     Osoby które się nie malują, a chcą nieznacznie poprawić swój wygląd twarzy bez zauważalnego efektu, na pewno go polubią. Jeżeli zaś chcecie uzyskać krycie, to nie jest krem dla was. Potrzebuje trzech warstw żeby uzyskać małe a to czasami dobrze nie wygląda.
    Mając cerę mieszaną w stronę tłustej nie mogę się za długo nacieszyć efektem "poprawionej natury" ponieważ po 2h zaczynam się niemiłosiernie świecić.


     Miło, że krem posiada SPF20 co w lecie warto wykorzystać. Niestety trzeba być cierpliwym bo wolno się wchłania, na szczęście krzywdy nie robi. Nie zauważyłam wyprysków ani zaczerwienionej twarzy. Niestety, nie zmniejszył widoczność moich zmarszczek nad czym ubolewam, ale tak serio to nawet nie liczyłam że to zrobi :D


Mam mieszane uczucia do tego  kremu jednak zużyje go do końca i nigdy więcej nie powrócę. Mimo dobrych recenzji na stronie, dziś poznaliście prawdę, a przynajmniej tak mi się wydaje.
W razie pytań z chęcią odpowiem, a póki co widzimy się w kolejnym poście.
Pozdrawiam!

środa, 14 czerwca 2017

DENKO ostatnich miesięcy!

Hej! 
Z racji, że  zostałam świeżo upieczoną mamą, wolny czas poszedł w zapomnienie. Pisanie i prowadzenie bloga graniczy z cudem, ale powoli wychodzę na prostą! Zatem teraz kiedy odłożyło się bardzo dużo pustych opakować po kosmetykach przychodzę do was z króciutką recenzją. 
A oto nasze pudełeczko:


Dość sporo, ale przechodzę od razu do rzeczy.


Bielenda woda różana. -CUDO! Bardzo delikatna i ładnie pachnąca woda, która naprawiła krzywdy po glince z l'oreala. Nie piecze, nie szczypie. Zasłużyła sobie na ulubieńca roku. Mam nowe opakowanie i na pewno będą kolejne.

Garnier  płyn dwufazowy. -Totalny koszmar. Zostawiał tłustą warstwę na powiekach. Trzeba było się napracować by dobrze zmyć tusz. Nie polecam.

Mixa żel do mycia twarzy -Bardzo przyjemny produkt. Bardzo wydajny. Ładnie, delikatnie pachnie. Super opakowanie, bo pompka dozuje idealną ilość. Lekko szczypie w oczy ale krzywdy na twarzy w żadnym przypadku nie robi.


Lady speed Stick -Bardzo fajny produkt. Ładnie pachnie i robi co ma robić, a to najważniejsze. Trochę mało wydajny, ale często można go zakupić w promocji.

Orifame chłodzący krem do stóp -Wyraźnie czuć na stopach mentol. Fajnie chłodzi a także przyjemnie pachnie kiwi. Nie zauważyłam by coś więcej robił.

Bielenda Vanity Krem do depilacji. Tak mi się spodobał, że kupiłam kolejne opakowanie. Nie podrażnia i robi to co powinien. Super krem.


Maska Truskawkowa Holika Holika - Maska przyjemnie nawilżyła mi twarz. Skóra była miło wygładzona ale jakiegoś piorunującego wrażenia na mnie nie zrobiła. Dodam, że była bardzo mokra, a płynu sporo jeszcze zostało w opakowaniu.

Inglot Fixer -Kocham ten produkt. Lubię  sposób w jaki zabiera pudrowość z twarzy. Wydajny. Dobrze się aplikuje produkt, nie pluje a powstaje ładna mgiełka. Polecam.

Natura żel pod prysznic -Bardzo intensywny zapach, nie chemiczny ale bardziej naturalny. Dobrze mi się myło nim ciało, nie wysuszał ale to tyle mogę powiedzieć o tym produkcie.

Ziaja krem oliwkowy -Kupiłam przez przypadek i się zakochałam. Idealny pod makijaż, już mam drugie opakowanie. Tani jak barszcz, szczerze polecam. Ze zmarszczkami może nic nie robi ale jako baza nadaje się świetnie!


W7 Honolulu bronzer - O matko, jaki to tragiczny produkt. Kolor ohydny. Pomarańczowy. Bardzo mocno napigmentowany, można sobie zrobić nim krzywdę. Może tani ale ja go nie polecam. Pyli się i nie ładnie wygląda na buzi. Zdecydowanie NIE.

Kobo Bronzer -Bardzo fajny produkt. Niestety szybko dobiłam denka a pozostałość ciężko równomiernie pobierać. Na pewno do niego wrócę. Warto zwrócić na niego uwagę.

Rimmel Stay matt -Nie rozumiem tego "fenomenu" dla mnie przeciętniak. Nie utrzymywał tego matu tak jak bym chciała, szybko dobiłam dna. Może i tani ale ja do niego nie wrócę, wole sypkie pudry.


Matująca baza z Bell -Pisałam o niej post wcześniej -super sprawa!

Błyszczyk Wibo -Mimo idealnego koloru nic więcej nie mogę dobrego powiedzieć. Dziwnie się kleił i szybko zjadał. Ciągną się podczas aplikacji jak mordoklejka, nie nie...

Tusz Wibo -Obietnice producenta w żaden sposób się nie spełniły. Tusz posiada gigantycznie naturalną szczoteczkę czego nie lubię. Sam tusz był suchy od otwarcia mimo, że mam pewność iż miałam nowiuśki egzemplarz. Za taką cenę mogę mieć naprawdę super tusz. Temu mówię NIE.

 

Kremowy cień Color tattoo -Pisałam już we wcześniejszych postach, że to dla mnie totalna katastrofa.

Makeup Revolution One Foundation -Dziwny, bardzo wodnisty podkład, który zostawiał po sobie nienormalną kredowatość, nie wiem o co chodziło, więcej nie kupię. Potrzebowałam aż trzech warstw żeby stworzyć jakieś krycie.

Gosh Podkład - Fajnie miał krycie, kolorek bardzo ładny, cena za wysoka ale jakość jest naprawdę warta uwagi. Utrzymywał się długo, ścierał się jedynie w oczywistych partiach twarzy. Może kiedyś jeszcze do niego wrócę, kto wie...

I to już wszystko. Trochę się tego uzbierało. Mam nadzieję, że następne denko będzie już mniej obszerne ale u mnie nic nigdy nie wiadomo. Kochani widzimy się w kolejnym poście, życzę miłej nocy Pozdrawiam!



środa, 31 maja 2017

Bell Kosmetyki z Biedronki. Co warto kupić ?

Cześć! 
Od jakiegoś czasu, podczas zakupów w Biedronce zaczęłam wpadać i obserwować regularnie szafę Bell. Okazało się, że ta firma ma bardzo fajne perełki które z chęcią mogę Wam polecić. 

     Nie będę Wam pisać o chusteczkach do demakijażu, bo to jest już kultowy produkt, ale za to jest jedna całkiem fajna baza matująca i dwa produkty do ust. Nie jestem pewna czy te produkty są edycjami limitowanymi czy są w stałej sprzedaży, jednak jeżeli są w standardowej ofercie zachęcam do zwrócenie na to uwagi. 

A oto nasi dzisiejsi bohaterowie:




1. Matowa baza Mr perfect -Bardzo fajna. Faktycznie matuje i przedłuża makijaż. Nakładam na całą strefę T ale NIGDY pod oczy. Może powodować w tych  okolicach wysuszenie skóry a jak wszyscy wiedzą są to wrażliwe i podatne na to miejsca. Bardzo ją lubię i uważam że dorównuje bazie matującej z Inglota, ale to już w innym może poście. Obecnie zużyłam już 3/4 opakowania i z chęcią kupię ją podobnie zwłaszcza że cena nie przekraczała  15 złotych.



2. Pomada do ust Velvet story nr 3 - No tu po prostu bomba! Noszę ją praktycznie przez cały czas. Nie dość, że kolorek jest idealny to jeszcze przy ścieraniu podczas picia czy jedzenia stawia opory. Co prawda odbija się na szklankach ale nie tak chamsko, że cala szminka zostaje na szkle. Co najważniejsze nie wysusza ust, jak pomady z GR. Nie daje pustego matu ale takie bardziej satynowo-matowe wykończenie, co bardzo mi się podoba zwłaszcza, że mam  problemy ze suchymi skórkami.




3. Matowa pomadka w płynie "Love story" nr3 - Mimo, że opakowanie jest tragiczne a aplikator jest lekko za duży, samym produktem jestem zauroczona. Dobrze trzyma się na ustach, leciutko wysusza, ale to normalne przy matach. Kolory jest intensywny, wystarczy raz przejechać po ustach by uzyskać dobry efekt i co najważniejsze, dobrze się utrzymuje na ustach. Wysycha na kompletny Matt.




Tanie kosmetyki w dobrej jakości! Kolory pomadek to miłe zaskoczenie. Noszenie to czysta przyjemność! Jedynie do czego można się przyczepić to jakość opakowań, ale cena rekompensuje nam tą niewygodę :)

STRONA Lewa -Velvet story  Prawa -Matt love story


Tak więc przyznać się, kto jeszcze poluje na fajne perełki w Biedronce ? 
Dziś to już wszystko, mam nadzieję że rozwiałam wątpliwości co do tych produktów! 

"Widzimy" się w kolejnym wpisie! Pozdrawiam!